Dziś obchodzimy Dzień Fotografii, a ja chcę z tej okazji podzielić się z Wami moją historią, która jest nie tylko opowieścią o drodze zawodowej, ale także o duchowej podróży, która doprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem teraz.
Byłam małą dziewczynką, mającą około sześciu lat, gdy po raz pierwszy spotkałam się z aparatem, który potrafił wyczarować gotowe zdjęcia. Był to aparat Polaroid mojego wujka, człowieka fascynującego się nowinkami technologicznymi. To urządzenie, z którego natychmiast wychodziły gotowe zdjęcia, było dla mnie czymś niesamowitym – zupełnie nie mogłam pojąć, jak ludzie, których twarze widniały na tych fotografiach, mieszczą się w jego wnętrzu. Było w tym coś niemalże magicznego, a jednocześnie tak niewyobrażalnie tajemniczego.
Ale prawdziwa iskra zapłonęła we mnie nieco później. Marzyłam o aparacie – nie takim zwyczajnym, ale o tym, który trzymał w swoich rękach mój ojciec. Jego aparat, analogowy Kodak, był wyjątkowy. Ojciec otrzymał go jako prezent z pracy na specjalną okazję, jakiś jubileusz. Pamiętam, jak skrzętnie przechowywał go w oryginalnym pudełku w szafie, z dala od moich rąk. Nie pozwalał mi się nim bawić, a ja z utęsknieniem patrzyłam na ten skarb, marząc, że pewnego dnia będę mogła robić nim zdjęcia.
Mój pierwszy własny aparat fotograficzny otrzymałam po zmarłym mężu mojej babci. Ten człowiek nigdy nie był mi bliski ale wiedziałam, że w przesuwnym barku z alkoholem ma piękny stary aparat w carmelowym skórzanym etui, aparat dokładnie taki jaki mieli prawdziwi fotografowie, których wtedy widywałam w telewizji. Za jego życia podczas jego nieobecności, zawsze wyjmowałam ten aparat i delikatnie oglądałam go. Jedno o czym wówczas marzyłam to tylko o tym aby móc nim robić zdjęcia, choć kompletnie nie wiedziałam jak. Miałam zaledwie 10 lat jak mój przyszywany dziadek zmarł a na pytanie czy mogę zabrać sobie ten aparat babcia nie miała nic przeciwko. Stałam się więc posiadaczką aparatu, którego nie umiałam obsługiwać…ale mogłam go do woli oglądać i z tego wówczas czerpałam ogromną radość.
Lata mijały, a ja coraz bardziej zanurzałam się w świat fotografii, chociaż długo pozostawał on poza moim zasięgiem. W liceum, gdy moi rówieśnicy z zamożnych domów mieli swoje aparaty, ja mogłam jedynie przyglądać się ich pasji, czując, że moje marzenie jest jeszcze daleko. Gdy miałam 20 lat, poznałam Michała – mojego Męża. Jego miłość do fotografii była równie głęboka jak moja, a może nawet jeszcze silniejsza. Fotografował starym Zenithem swojego ojca, a to, co mnie szczególnie urzekło, to jego zdolność do wywoływania zdjęć w domowej ciemni, którą urządzał wspólnie z nim. Michał był cierpliwym nauczycielem – to właśnie on nauczył mnie, jak rozumieć światło, ISO, odległość i migawkę, i zależności pomiędzy nimi. Tak się nauczyłam fotografować analogowym aparatem, jak uchwycić odpowiedni moment – i wtedy moja pasja zaczęła nabierać kształtów.
Mój pierwszy Zenith zdobyłam w sposób niezwykły. W ramach wymiany barterowej, zrobiłam dredy znajomemu, a on w zamian podarował mi aparat. Ten Zenith był dla mnie czymś więcej niż tylko narzędziem – stał się symbolem mojej fotografii, mojej nowej drogi. To wtedy moja babcia, a czasem i tata, zaczęli wspierać moje hobby, sponsorując filmy i ich wywoływanie. Każde zdjęcie, nawet te prześwietlone czy niedoświetlone, było dla mnie lekcją, krokiem w stronę zrozumienia magii fotografii. I ten aparat, tak jak wiele innych z mojej kolekcji, wciąż jest ze mną, przypominając o początkach tej drogi.
Z czasem moja pasja przekształciła się w coś więcej. W wieku 23 lat Michał kupił mi pierwszy aparat cyfrowy – Olympusa. Dzięki niemu zaczęłam fotografować znajomych, ich dzieci, a także zupełnie obcych ludzi, którzy doceniali mój styl i sposób patrzenia na świat. Fotografia stała się dla mnie nie tylko pasją, ale i formą wyrazu. Będąc nauczycielem w gimnazjum organizowałam zajęcia pozalekcyjne z fotografii, prowadziłam plenery z młodymi ludźmi, a fotografia zaczęła wypełniać każdą część mojego życia. Nieco później pracując w domu dziecka wykonałam wiele dziecięcych portretów, do których wracam raz na jakiś czas aby przypomnieć sobie o fajnych czasach, w których fotografia stawała się jedynym możliwym oddechem w całym ówczesnym moim życiu.
W wieku 30 lat stanęliśmy z Michałem przed najtrudniejszym wyzwaniem – utratą nadziei na posiadanie własnych dzieci. To był dla mnie moment, który zmusił mnie do przewartościowania wszystkiego. Zrezygnowałam z pracy w domu dziecka, czując, że nie jestem w stanie opiekować się dziećmi tak, jak na to zasługują. Ale jednocześnie, poczułam, że fotografia to moja droga, moje powołanie. Zrezygnowałam z pracy pedagoga i postanowiłam poświęcić się fotografii na pełen etat. Otrzymałam niewielkie wsparcie finansowe na rozwój działalności, ale nikt wtedy nie wierzył, że mogę odnieść sukces.
Prowadzenie firmy okazało się ogromnym wyzwaniem. Przez cały ten czas przyświecała mi wizja tworzenia czegoś dobrego i pięknego. Otwarłam sklep dla innych fotografów i choć samo robienie zdjęć zeszło na drugi plan to fotografia zawsze grała dla mnie pierwsze skrzypce. Poznałam cudownych ludzi, którzy wspólnie ze mną przemierzali fotograficzne zakamarki sprzedaży i odkrywania nowych możliwości w doskonaleniu produktów, w których można było schować najcenniejsze zdjęcia. Z czasem jednak moje serce przestawało bić w naturalny, zgodny dla siebie rytm. Przytłaczająca wizja mnożących się opłat, sytuacja na świecie, roszczenia ludzi, wzrost cen surowców i ogólnie niesprzyjających okoliczności doprowadziła mnie do wypalenia zawodowego. Ale to właśnie te trudne chwile, te walki z samą sobą i z przeciwnościami losu, doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem teraz.
Ratunkiem okazał się wyjazd nad nasze ukochane polskie morze. To tam, będąc na plaży w Jantarze, podjęłam decyzję, że nie mogę dalej żyć w ten sposób. Zrozumiałam, że moje serce bije w rytmie fotografii – tej prawdziwej, szczerej, tworzonej z pasji, a nie z obowiązku. Postawiłam wszystko na jedną kartę – zamknęłam sklep, zrezygnowałam z zatrudniania ludzi i skupiłam się na tym, co naprawdę kocham. Urządziłam w moim ówczesnym biurze przestronne studio fotograficzne i zaczęłam wszystko na nowo.
To było dokładnie dwa lata temu…
Dziś, mając 40 lat, wiem, że ta droga była konieczna, bym mogła dotrzeć tu, gdzie jestem teraz. Każde spotkanie z Wami, każda sesja, każde zdjęcie utwierdza mnie w przekonaniu, że fotografia to moja droga, moje powołanie, moja pasja. Dziękuję wszystkim, którzy przez te lata stawali przed moim obiektywem, ufając mi, że uchwycę Wasze najpiękniejsze chwile.
Dziękuje mojemu Mężowi, który zawsze podsuwał mi nowinki fotograficzne i zachęcał do inwestowania w nowy jeszcze lepszy sprzęt, naukę nowych umiejętności fotograficznych i graficznych oraz zawsze był ze mną szczery i autentyczny ilekroć prosiłam go o ocenę moich zdjęć. Dziękuję wszystkim, którzy wierzyli we mnie i robią to do teraz kiedy czasem zdarza mi się rano budzić z tysiącem wątpliwości. Dziękuje też wam za to, że z jakiegoś powodu tu jesteście… oby płynęło z tego tylko dobro. Na końcu dziękuję samej sobie, za cierpliwość, wytrwałość i pracę, i chęć niesienia dobra dla innych…
Czas na kolejne fotograficzne wyzwania, nowe cele i realizację fotograficznych pomysłów. Tymczasem jedno jest pewne : FOTOGRAFIA TO CAŁE MOJE ŻYCIE!
Anka